Pandemia na zewnątrz, a w związku… no właśnie?

Dodano: 24-05-2020 | Aktualizacja: 29-01-2024
Autor: Bartek Raducha
capsule Konsultacja z e-receptą internal Lek. rodzinny specialist Specjalista

Jakiś czas temu, w potoku koronawirusowych memów, trafiłem na zdjęcie… tekstu w jednym z tabloidów.

Tekst dotyczył bezpiecznych pozycji seksualnych w czasie pandemii COVID-19.

Technicznie rzecz biorąc – twarze kochanków (lub partnerów) były w odpowiedniej odległości, chociaż sam pomysł wydawał mi się zupełnie bez sensu.

A potem zacząłem myśleć.

Może jednak nie?

Teraz dochodzę do wniosku, że sam pomysł na tamten tekst – chociaż był naprawdę wzięty z sufitu – pokazuje jedną ważną rzecz: seks jest jedną z rzeczy, którymi możesz się zająć siedząc w domu na home office.

Lub po prostu: w czasie pandemii.

Tylko tu pojawia się problem: czy tylko o seks chodzi?

 

Co robić, kiedy skończy się Netflix?

Pewnie kojarzysz „wyż demograficzny stanu wojennego”?

Czyli pokolenie urodzone między 1982 a 1984 rokiem.

Nie wdając się w analizy demograficzne, ten wyż był spowodowany przez to, że ludzie po godzinie policyjnej musieli zostać w domach.

A to oznaczało, że nie mieli się jak spotykać z przyjaciółmi, w obu dostępnych programach telewizyjnych nie było nic ciekawego, a nie każdy kocha czytać książki lub grać w warcaby.

Więc ludzie siedzieli koło siebie wieczorami – na wersalkach czy zestawach wypoczynkowych.

Siedzieli, siedzieli i… uprawiali seks.

O tym jak skutecznie – mówią statystyki.

Tak – seks to bardzo przyjemna forma spędzania czasu (a przynajmniej ma najwięcej sensu, kiedy obie strony czerpią z niego przyjemność).

Jest na pewno ciekawą alternatywą w związku, kiedy zaczyna się Wam już nudzić oglądanie kolejnego serialu lub filmu.

Poza tym seks ma tę zaletę, że może być formą cardio – to ważne zwłaszcza teraz, kiedy siłownie jeszcze zamknięte, a bieganie jednak może okazać się trudne (bo jednak zapasy na epidemię trochę się uszczupliły, a waga mogła wzrosnąć).

Ale o zaletach seksu jeszcze za chwilę.

Bo jest coś ważniejszego niż sam seks (nawet taki, jaki lubicie oboje).

 

Komunikujcie się ze sobą: bez tego po prostu się nie da

Niedawno trafiłem na świetny odcinek podcastu „O zmierzchu”.

Pojawia się w nim temat komunikacji i tego, jak ta komunikacja (też potrzeb) różni się z perspektywy mężczyzn i kobiet.

Żeby nie było – mam jakiś ogląd w temacie, ale to, jak prowadząca rozkłada komunikację i różnice komunikacyjne między płciami na części pierwsze, trochę otworzyło mi oczy.

Co ważne – sam odcinek trwa bodaj 30 minut, a mogę Cię zapewnić, że to będzie jedne z najlepiej spędzonych 30 minut, które możesz przeznaczyć na poprawę swojego życia w związku (oraz w łóżku czy gdziekolwiek lubicie uprawiać seks).

Bo to właśnie komunikacja okazuje się KLUCZOWA.

Świadomie piszę o komunikacji, bo zakłada ona zaangażowanie obu stron – czyli jedna strona coś przekazuje, druga słucha (a nie tylko słyszy) to, co pierwsza ma do powiedzenia, i reaguje w jakiś konstruktywny sposób na komunikat.

Potem pierwsza odpowiada i tak dalej.

Po prostu: komunikacja.

Paradoksalnie – kiedy siedzicie któryś tydzień razem w mieszkaniu to komunikacja okazuje się kluczowa.

Poburkiwanie na skarpetki czy łyżkę zostawioną w słoiku z dżemem może jeszcze zda egzamin, kiedy wychodzicie do pracy i zostawiacie swoją wspólną codzienność w zawieszeniu.

Ale kiedy siedzicie razem w jednym mieszkaniu czy domu, to w pewnym momencie takie drobne rzeczy mogą doprowadzić do kłótni, w której wyciągniecie przewinienia prababci na obiedzie sto lat temu.

Zamiatanie rzeczy pod dywan może być destrukcyjne w każdym związku – niezależnie od tego, czy robicie to świadomie, czy może wydaje się Wam, że tak będzie lepiej.

Podpowiadam: nie będzie.

Może to właśnie czas pandemii pomoże Wam zmienić coś w związku?

Paradoksalnie – szczere mówienie wprost i skupianie się na faktach, a nie na tym, co wydaje Ci się, że słyszysz od partnerki lub partnera, może znacznie pomóc.

To dotyczy wszystkiego – od wyznaczenia linii demarkacyjnej mieszkania czy kanapy na czas pracy zdalnej, przez zbieranie kubków po kolejnej kawie czy herbacie, aż do tego, czy i jak uprawiacie i lubicie uprawiać seks.

Co ciekawe – nawet to, jak mówicie pokazuje Was bardziej, niż tego się spodziewacie. 

Podobnie z mową ciała.

Jeśli partner lub partnerka dopytuje o co chodzi, a Ty nie masz ochoty o tym teraz mówić – powiedz to; „nie chcę teraz o tym mówić, powiem Ci, jak się trochę uspokoję lub będę mieć więcej przestrzeni w głowie”.

Prosty komunikat, chociaż wymaga pewnej odwagi.

A z tą odwagą też warto się zaznajomić, bo jest jedna rzecz, która towarzyszy wiernie rodzajowi ludzkiemu w skupiskach większych niż jednoosobowych (czyli tych legalnych).

Kłótnie.

 

Jeśli się kłócicie – uczcie się (od) siebie po kłótni

Nikt nie lubi się kłócić.

Co wcale nie oznacza, że kłótnie są (zawsze) złe.

Z doświadczenia mogę powiedzieć, że kłótnie w związku to trochę wrestling między ludźmi, których coś łączy: obowiązuje w nich jedna zasada – nie krzywdź (lub nie mów niczego, czego możesz żałować już w chwili wypowiedzenia).

Wiem, że to trudne, ale za to bardzo ważne.

Bo kłócić się też trzeba umieć.

Wielu specjalistów od komunikacji odradza używanie „ty zawsze/nigdy” i tak dalej – taką argumentację da się łatwo obalić, bo rzadko kiedy jest to „nigdy” (nawet ja – chociaż od kilkunastu lat nie lubię – nie powiem, że nigdy nie jadłem wątróbki).

Za to takie uogólnienie potrafi zranić, zwłaszcza, że często można przeoczyć w gniewie to, że „zawsze” jest raczej „czasami”.

Jeśli czujesz, że zaczyna Cię nosić i kłótnia idzie w niebezpiecznym kierunku pyskówek – po prostu wyjdź.

Lub poproś: dokończmy to za kwadrans, jak trochę ochłoniemy.

Tak, to jest trudne, zwłaszcza kiedy targają Tobą emocje.

Jednak to pomoże Wam obojgu wrócić do tematu z odrobiną spokoju i dojść do tego, co spowodowało tę kłótnię.

I omówić to na spokojnie.

„Nie lubię jak się rozpychasz na kanapie kiedy pracuję – zdarza mi się nie trafiać we właściwe klawisze”; „czy możesz ciszej słuchać muzyki w słuchawkach – nie mogę się skupić”; „kiedy kończysz pracę wcześniej, to czy możesz sprzątnąć trochę w kuchni lub pozbierać kubki – byłoby mi miło”.

Drobne rzeczy, a mogą pomóc Wam przejść to przymusowe siedzenie w domu w naprawdę dobrym stanie.

A na pewno mogą pomóc Waszemu związkowi.

Bo czasem w kłótni mogą pojawić się jakieś pretensje dotyczące tego, że on nigdy nie zapala świeczek wieczorem, kiedy planujecie seks, a ona nie lubi seksu przy włączonym świetle.

Takie rzeczy lepiej omówić szczerze niż wykrzyczeć w towarzystwie obelg. 

 

Spędzajcie razem czas, nawet oglądając seriale

Jednak nie samą pracą żyje człowiek, nawet na kwarantannie.

Nawet jeśli pracujecie obok siebie, to wcale nie oznacza, że nie możecie uczyć się spędzać czasu razem.

Od kilku dni można spokojnie wychodzić spokojnie na spacery do parku, chociaż warto zachować bezpieczny dystans. 

To jednak wcale nie oznacza, że musicie wychodzić, żeby zrobić coś fajnego razem.

Wspólne gotowanie brzmi jak plan; wspólne ćwiczenia czy rozciąganie też jest dobrym pomysłem.

Podobnie jak znalezienie takich sposobów na bycie ze sobą i obok siebie, żeby zachować przestrzeń dla siebie, a zarazem – być razem.

Stereotypowa idealna randka to kino i kolacja, bo w kinie zaspokajana jest męska potrzeba zrobienia czegoś razem, a w czasie kolacji – kobieca potrzeba budowania relacji.

Paradoksalnie – da się to skutecznie połączyć w czasie pandemii.

Poszukajcie rzeczy, które lubicie robić razem i w czasie których możecie budować swoją relację.

Jeśli czujecie, że coś jest sztuczne – po prostu powiedzcie.

Wiele osób odkrywa na nowo to, że leżenie razem na kanapie i czytanie książek czy oglądanie seriali jest niesamowite.

Bo jest razem.

Nie bójcie się tego – nawet jeśli kolejny odcinek serialu będziecie oglądać na raty, bo takie leżenie ze sobą będzie działało na Was lepiej niż najbardziej rozbudowana gra wstępna, ze świeczkami i płatkami róż na pościeli.

 

Odkrywajcie razem nowe… odcienie życia razem

Pandemia i przymusowe siedzenie w domu to dobra okazja na uczenie się siebie i swoich potrzeb.

Też tych seksualnych.

Każdy ma jakieś fantazje erotyczne; każdy ma jakieś ukryte pragnienia lub po prostu chce czegoś spróbować, ale boi się zapytać.

Jestem pewien, że Ty też masz coś, czego się po sobie nie spodziewasz, ale jednak chcesz spróbować.

Wcale nie oznacza to, że sypialnia lub mieszkanie ma zamienić się w pokój seksualnych tortur.

Często drobne rzeczy na granicy podtekstu seksualnego i bliskości mogą okazać się niesamowicie przyjemne.

Głaskanie w czasie wspólnego oglądania serialu, jakiś rodzaj trzymania za ręce czy drobne rzeczy, które dodają pikanterii seksowi – lista jest naprawdę długa!

Poczta i paczkomaty na szczęście działają, więc nawet jeśli chcecie spróbować gadżetów w łóżku, to możecie je zamówić i przetestować.

Jeśli nie czujesz się z tym bezpiecznie – po prostu powiedz.

Jeśli coś nie jest dla Ciebie w porządku – po prostu powiedz.

Jeśli coś nowego Ci się podoba – też: po prostu powiedz.

Oboje możecie wynieść z takiego próbowania dużo przyjemności i nauczyć się o sobie więcej.

Nawet jeśli będziecie wiedzieli, że to jednak nie jest dla Was, to warto było spróbować chociażby po to, żeby się przekonać.

Jest masa rzeczy, o których dużo osób fantazjuje, ale boi się spróbować.

Najczęściej to rzeczy, kojarzące się jako kinky, czyli „trochę perwersyjne” (język polski nie oddaje znaczenia przymiotnika kinky, ale to ogólnie rzecz biorąc określenie rzeczy trochę niegrzecznych i trochę „zboczonych”): od łagodnych, takich jak przepaski na oczy i seksowna bielizna, przez nieco poważniejsze, jak krępowanie czy przywiązywanie do łóżka, aż do innych tematów – jak chociażby nowe pozycje seksualne czy seks analny.

Lista jest naprawdę długa.

Nie dowiesz się, co Ci się podoba, jeśli tego nie spróbujesz.

(Nie)stety – wiele rzeczy związanych z seksem trzeba poznać empirycznie.

Czyli: przez praktykę.

Ale najważniejsze jest to, żeby czuć się przy tym bezpiecznie i mieć pewność, że druga strona słucha. 

 

Zadbajcie o to, co macie

Pewnie się dalej zastanawiasz – po co ten facet tak dużo pisze o komunikacji?

Bo komunikacja to niestety klucz do fajnego związku.

Po jakimś czasie mija etap ognia i zakochania (czyli „miesiąc miodowy”, któremu czasem towarzyszy choroba miesiąca miodowego) i zaczyna się proza życia.

Lub – jak kto woli – codzienność.

To właśnie w niej najtrudniej znaleźć czas dla siebie, na bliskość (niepolegającą nawet na seksie) czy na słuchanie potrzeb drugiej osoby.

Wspólne wieczory są przepełnione raczej gadaniem o rachunkach, o tym, co ktoś powiedział.

A nie tym, co najważniejsze dla Ciebie: o Waszym związku.

Pandemia to dobry moment, żeby nad tym popracować.

Oczywiście – niektórzy mają w czasie pandemii rodzaj „miesiąca miodowego”; ich związek dopiero się zaczyna, więc nie brakuje bliskości, przytulania i seksu.

Jak zawsze na początku.

Jednak niewiele osób ma to szczęście, żeby przeżywać początek wspólnego życia właśnie teraz – kiedy za oknem jest koronawirus, a w środku jest przyjemnie, ciepło i jest z nami ta druga osoba.

I dobrze!

Macie więcej czasu razem, lepiej nie spotykać się ze znajomymi i przyjaciółmi więc… postarajcie się zadbać o to, co macie we własnych czterech ścianach.

Do kolacji, nawet zwykłej, zapal świece – postaraj(cie) się, żeby te kolejne tygodnie w zamknięciu były dobrym czasem dla Was; spróbujcie uchwycić trochę magii pierwszych miesięcy razem.

Bez przyczyny.

Staraj się, żeby codzienność, nawet w domu, miała w sobie coś z tej elektryczności pierwszych miesięcy razem.

To nie muszą być duże ruchy ani gesty.

Akurat w tym obszarze małe gesty robią naprawdę dużo.

 

Home office niech będzie pracą...

No tak, pracując z domu w pewnym momencie możesz przejść z trybu „ubieram się jak do pracy i siadam do biurka”, przez „kamera nie widzi mnie od pasa w dół, a te dresy są takie wygodne” do „po co komu włączona kamera na telekonferencji”.

Powiedzmy, że jest to jakoś do przyjęcia, chociaż sam wiem z doświadczenia, że przeskoczenie z „no dobra, założę normalne spodnie” do „krótkie spodenki też są OK, bo mi się wygodniej siedzi po turecku” to droga do siedzenia we wczorajszej koszulce przez trzy dni z rzędu.

O ile to przejdzie, jeśli żyjesz sama lub sam, to jeśli jesteś z kimś, to warto zachować trochę szacunku dla siebie i osoby obok.

W końcu nie ubierasz się do pracy w „pracowe” ciuchy tylko dlatego, że tak wypada, ale też z szacunku do innych.

Warto to też przegadać z osobą, z którą żyjesz – czy jest dla ciebie OK to, że będę pracować w dresie, bo tak będzie mi wygodniej?

To prosty komunikat, na który druga osoba może też odpowiedzieć „nie, wiesz, jednak wolę ubierać się trochę bardziej jak do pracy, bo łatwiej mi wtedy się skupić i jednak zachowujemy jakiegoś ducha pracy”.

Albo „jasne, też o to chciałem/chciałam spytać”.

Takie podejście pomoże też w produktywności w pracy.

Kolejnym problemem przy pracy w domu są BARDZO luźne godziny – nikt nie siedzi Ci nad głową i samo pracowanie zaczyna szybko się rozciągać w czasie.

A tu chwila przerwy na coś, a tam dłuższa przerwa na kawę… a robota stoi.

Może się okazać, że po takich kilku przerwach musisz dokończyć jakieś zadania o 21 i kolejny wieczór razem trafia szlag.

Bo jednak te zadania trzeba skończyć.

Warto jest to przegadać z partnerem lub partnerką – czy pracujemy od–do, czy robimy przerwy; kiedy robimy przerwy; jak te przerwy mogą wyglądać?

Taki uregulowany tryb dnia pomoże Ci w oddzieleniu rzeczywistości „domowej” od „pracowej”.

Mądrze się o tym mówi work-life balance (balans między pracą a życiem poza nią) – utrzymanie go trzeci miesiąc na rozsądnym poziomie może być wyzwaniem.

Przekonuję się o tym ostatnio coraz bardziej sam (i tęsknię za biurem oraz rytmem, które daje praca od–do).

W związku to może prowadzić do drobnych i poważniejszych spięć, które mogą być realnym problemem dla Ciebie i Twojego partnera lub Twojej partnerki.

 

…albo pozwólcie sobie na rozciągnięte dresy

Jasne, wszystko zależy od tego, co ustalicie.

Paradoksalnie – pozwolenie sobie na rozciągnięte dresy w domu nie musi być niczym złym.

Może się okazać, że właśnie w rozciągniętych dresach będzie Wam wygodniej i bezpieczniej.

Ale pod jednym warunkiem: musicie tego naprawdę chcieć i się na to zgadzać.

Jeśli z czymś nie jesteś OK, to po prostu powiedz.

Kto powiedział, że facet czy kobieta w dresie nie może być sexy?

Kiedy jest Ci wygodnie, to odpuszczasz spinę, która często powoduje drobne spięcia.

A więcej łagodnego rozluźnienia na pewno nie przeszkadza w pracy lub w zrobieniu sobie konstruktywnej przerwy.

Albo: konstruktywnej tylko dla Was.

 

Przerwa? Kto ma ochotę na przerwę?

Czym jest konstruktywna przerwa?

To taka przerwa, w czasie której odrywasz się od pracy i wracasz po niej z wypoczętą głową.

Dla niektórych to może być przerwa na papierosa, na kawę lub inną małą (mniej lub bardziej guilty) przyjemność.

Ale skoro siedzicie razem, to kto powiedział, że nie możecie wykorzystać jej na… seks?

Nie musi być spektakularny, ważne jest to, żebyście to Wy dobrze czuli się w jego trakcie.

Takie przerwy dobrze robią, bo po takim casualowym seksie czujecie odprężenie.

Może nigdy tego nie robiliście, ale taki seks „po prostu” jest naprawdę super – pomaga się rozluźnić i daje okazję do uczenia się i poznawania siebie nawzajem.

Dobrze jeśli seksowi towarzyszy jakaś oprawa – ale tylko wtedy, gdy oboje tego chcecie i  naprawdę potrzebujecie.

Jeśli nigdy nie próbowaliście takiego zwyczajnego seksu, po prostu, bez spiny czy wyobrażeń o nie wiadomo jakim orgazmie czy próbowaniu niesamowitych pozycji, to pandemia może być dobrą okazją do tego.

Zwykły seks w czasie przerwy – nawet jeśli trwa tylko kilkanaście minut i nie towarzyszy mu jakaś niesamowita gra wstępna – może pomóc Wam się rozluźnić i znaleźć radość w byciu ze sobą.

I może być świetną zapowiedzią świetnego seksu wieczorem.

Po pracy.

 

Tak znaczy tak; nie znaczy nie

Obustronna zgoda jest podstawą w seksie.

Zawsze.

Od tego nie ma żadnych wyjątków.

Jeśli jedna strona chce, a druga nie czuje się akurat teraz gotowa lub zainteresowana (bo fajnie wziąć wcześniej prysznic, bo nie mam ogolonych nóg, bo trochę mi zalatuje z ust, przed chwilą była jakaś spina w pracy), to powiedzenie „nie” jest zawsze w porządku i powinno być uszanowane przez drugą stronę.

ZAWSZE.

Niezależnie od tego, czy jesteś facetem czy kobietą: możesz nie mieć ochoty na seks właśnie teraz lub kiedy tę ochotę ma druga strona.

Różnice w libido czy temperamencie seksualnym są faktem i nie ma co się oszukiwać, że ich nie ma.

Tylko mówiąc „nie” lub „tak” zawsze trzeba być o tym przekonanym i wysyłać jasne komunikaty.

Można się droczyć, co też jest podniecające, jednak warto mieć pewność, że druga strona rozumie to droczenie się.

Dla wielu facetów kobiece „nie” może oznaczać po prostu „nie” – niezależnie od tonu głosu partnerki, która może akurat w tym momencie może mieć ochotę na „jakieś przekonywanie”.

Dla wielu kobiet męskie „tak” może oznaczać „już, teraz, bierzemy się za seks”, a facetowi może chodzić o „czy chcesz się ze mną kochać?”.

Dlatego powtarzam cały czas rolę komunikacji i tego, że zrozumienie w związku – nie tylko dotyczące wynoszenia śmieci, ale też tego jak postrzegacie seks i komunikaty z nim związane – pomaga uniknąć nieporozumień.

To trudna nauka – dla obu stron.

I niestety – obie strony muszą być przy tej nauce szczere i niczego nie udawać.

Czasem możecie przekraczać swoje granice – pruderyjności (bo on naprawdę lubi aktywny seks oralny, a ja się wstydzę tego, jak wyglądają moje wargi sromowe lub że zapomniałam się ogolić), przyzwyczajeń (nie wiedziałem, że ona lubi być głaskana po plecach przed i po seksie) lub po prostu: „określonych” reguł (nie wiedziałem, że seks w ciągu dnia jest taki fajny).

To wszystko jest do przegadania, tylko musisz być w tym szczery lub szczera: ze sobą i z partnerem lub partnerką.

Nie ma złotej recepty na seks – seksowna bielizna czy perfumy z feromonami nie zapewnią Ci (wielokrotnego) orgazmu.

Za to rozmowa i odpowiednio zakomunikowane potrzeby (nawet dziwne – lubię, jak mnie łapiesz za tyłek kiedy jestem na górze lub drapanie w czasie seksu jest dla mnie podniecające) da Ci (a raczej: Wam) więcej radości z seksu niż dokładna lektura Kamasutry i całego Bad Girls Bible.

Ważniejsza są szczerość, słuchanie i odpowiadanie na komunikaty partnera lub partnerki.

 

Na akord możesz pracować lub grać na instrumencie – nie uprawiać seks

Zabójcą fajnego seksu jest rutyna.

Jest sobota, bierzemy prysznic, golimy się, zakładamy seksowną bieliznę, zapalamy świeczki i do roboty.

No… tak to może być.

Ale – czy to dobrze działa?

Mało popularne jest stwierdzenie, że problemy z potencją mogą być powodowane właśnie przez takie „uprawianie seksu na akord”.

Ona nie ma dzisiaj ochoty, bo pokłóciła się z przyjaciółką.

On też jakoś dzisiaj nie chce, bo martwi się tym, że skrzynia biegów w samochodzie znowu coś szwankuje.

Lub odwrotnie (bo faceci też przeżywają to, że się z kimś pożarli, a kobiety może martwić, to, że dwójka nie wskakuje jak powinna i trzeba będzie grzebać przy sprzęgle).

Ale oboje, w taką sobotę, biorą prysznic, golą się, zakładają seksowną bieliznę, zapalają świeczki i… nie ma ognia.

Albo gorzej – on nie ma stabilnego wzwodu, a ona odczuwa suchość w pochwie (mimo technicznie fajnej gry wstępnej).

Może warto w takie dni po prostu odpuścić, przytulić się i obejrzeć coś razem?

Lub po prostu – poleżeć i porozmawiać?

Takie rozluźnienie i wyrzucenie problemów z głowy przed bliską osobą pomaga znaleźć spokój.

I kto powiedział, że po kilku godzinach takiego leżenia nagle nie poczujecie ochoty na seks?

Czasem może się okazać, że spontaniczny seks, nawet trwający kilka minut, da więcej radości (bo będzie spontaniczny!) niż skrzętnie zaplanowany wieczór we dwoje.

Bo nie spinacie się, że musi być ogień.

Ogień po prostu się pojawia.

 

Bezpieczeństwo to podstawa

Seks jest super.

Seks z osobą, przy której czujesz się bezpiecznie jest jeszcze lepszy.

Jeśli się zastanowisz, to może się okazać, że wielu rodziców dzieci stanu wojennego nie była gotowa na potomstwo.

Po prostu: nie byli gotowi, ale uprawiali seks, potem pojawiły się pierwsze objawy ciąży i było z górki.

Można dużo żartować na temat antykoncepcji, ale jest kilka faktów, które mogą rzutować na Twoje życie seksualne – właśnie w związku z metodą, którą wybierzecie razem.

Przede wszystkim – stosunek przerywany NIE JEST metodą antykoncepcji.

Do tego może prowadzić do zepsucia fajnego życia seksualnego, bo ona się denerwuje, że on nie wyjmie na czas; on się denerwuje, że nie poczuje, kiedy będzie miał wytrysk.

Serio: to może zepsuć nawet najlepszy seks.

Stosowanie skutecznej dla Was metody zapobiegania niechcianej ciąży jest równie ważne, co tworzenie fajnej atmosfery przed seksem, a nawet ważniejsze niż dobra gra wstępna.

Odpada jeden element stresu.

A jak wiesz – stres może zepsuć bardzo wiele, nie tylko podczas seksu.

Niezależnie od tego, czy to będzie forma antykoncepcji hormonalnej (tabletki antykoncepcyjne, plastry antykoncepcyjne, wkładki domaciczne) czy jedna z metod antykoncepcji mechanicznej (prezerwatywy, kapturki) lub naturalnej antykoncepcji (metoda termiczno-obserwacyjna): oboje musicie czuć się z nią OK.

I musi ona dawać Wam bezpieczeństwo.

Jasne – w nowych związkach lub gdy uprawiacie seks rzadko – prezerwatywa wydaje się optymalna, ale kiedy jesteście w stałym związku, możecie odejść od metod mechanicznych.

Jedno jednak pozostaje wspólne: musicie czuć, że ta metoda daje Wam bezpieczeństwo i nie przekracza Waszych granic.

Dlatego… warto o tym rozmawiać :).

 

Nie bójcie się przerw lub rozciągniętych dresów.

Rozmawiajcie o tym, a może się okaże, że przerwa w pracy na seks stanie się tym, do czego będziecie tęsknić od momentu rozpoczęcia pracy.

Jestem tego pewien!



Treści z działu "Wiedza o zdrowiu" z serwisu dimedic.eu mają charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny i nie mogą zastąpić kontaktu z lekarzem lub innym specjalistą. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za wykorzystanie porad i informacji zawartych w serwisie bez konsultacji ze specjalistą.
 
Nasz lekarz zadzwoni do Ciebie kiedy Ty chcesz! Potrzebujesz pomocy lekarskiej?
Rozpocznij konsultację